wtorek, 7 sierpnia 2012

Tzadik Poznań Festival 2012, dzień trzeci - ostatni, 05.08.2012

HERA, photo by Jarek Majchrzycki

Od godziny 15.00, Mały Dom Kultury w klubie Dragon, tak jak w minionych dniach, zaprosił wszystkich chętnych na pierwsze piętro, gdzie po raz ostatni mieliśmy okazję zobaczyć filmy nagrodzone na MFF "Żydowskie motywy" 2012. W cyklu zatytułowanym "Tożsamości" znalazły się trzy filmy: "Ucięta dyskusja" w reżyserii Danae Elon, "Mój tak zwany wróg" (reż. Lissa Gossels) i "Wesołych świąt" autorstwa Lucy Marvanyi. Zestaw ten był także o tyle interesujący, że stanowił mini-przegląd współczesnego kina kobiecego. 

Pierwsza propozycja, opowiadająca rozterki matki stojącej przed decyzją o obrzezaniu swoich synów, była dokumentem, który w sposób niezwykle zabawny i zaskakujący potraktował całkiem istotny problem nie tylko kultury żydowskiej, ale i wielu społeczeństw na świecie. Autorka postanowiła zadać pytania, o których nie myślimy na co dzień i odkryła dzięki nim wiele nieznanych faktów. O ile "Ucięta dyskusja" to film, który można potraktować z lekkim przymrużeniem oka i uśmiechem na twarzy, to dwa kolejne obrazy poruszyły, wydaje się, najważniejsze kwestie spośród wszystkich filmów dostępnych na festiwalu. Uznana autorka filmów dokumentalnych, Lissa Gossoles, przedstawiła historię dwudziestu dwóch nastolatek z Palestyny i Izraela, które wyjechały do USA, by wziąć udział w 10-dniowym kursie kobiecego przywództwa.

"Mój tak zwany wróg" opowiada o tym, jak doświadczenie poznania swojego "wroga" jako człowieka zderza się z rzeczywistością ich życia na Bliskim Wschodzie w ciągu kolejnych siedmiu lat. Mimo dużego niebezpieczeństwa, Lisie Gossoles udało się uciec od mesjanistycznej metaforyki Stanów Zjednoczonych jako tzw. "ziemi obiecanej" dla kultur Bliskiego Wschodu. W zamian za to mamy okazję zobaczyć wstrząsającą codzienność otaczającą tak młode dziewczyny i nieuchronne piętno, jakie odcisnął na ich psychice konflikt palestyńsko-izraelski. Zaraz po zakończonym seansie widzowie nie mogli powstrzymać swoich emocji i przenieśli dyskusję na korytarze Klubu Dragon. To dobitnie pokazało jak duże jest nasze zainteresowanie tym trudnym tematem i że takie seanse są bardzo potrzebne. "Wesołych świąt", pokazany na zamknięcie Tzadika filmowego, zasygnalizował problem tożsamości żydówek z Węgier, mieszkających w ośrodku dla  imigrantów w Izrealu, które próbują pogodzić dwie, wykluczające się wzajemnie tradycje. To surowe i brutalne w swej prostocie dzieło, kończące bardzo mocnym akcentem część filmową, za którą odpowiedzialny był Piotr Forecki.

Muzycznym podsumowaniem festiwalu były dwa koncerty. Pierwszy odbył się w Klubie Fabrika (ul. Mokra 5). Na scenie znalazł się polsko-izraelsko-belgijski zespół "Nor Cold Quartet" w projekcie "Melas chole". Usłyszeliśmy eksperymentalne brzmienia, czerpiące jednak wiele inspiracji z archiwalnych nagrań pieśni ladino i sefardyjskich Żydów z Bałkanów. To nietypowe połączenie ze współczesnymi, improwizowanymi tematami dało niezwykły i świeży rezultat, który przełożył się na wyśmienity występ.

Drugi, a zarazem ostatni, koncert odbył się w Scenie na Piętrze mieszczącej się przy ul. Masztalarskiej 8. Na projekt specjalny tegorocznego festiwalu czekało wiele osób pamiętających ubiegłoroczny koncert finałowy z muzyką Żydów jemenickich w składzie Perry Robinson / Wacław Zimpel / Michael Zerang / Raphael Rogiński. W tym roku bohaterami wieczoru byli muzycy zespołu HERA w kwintetowym składzie (od pewnego czasu nowym członkiem jest lirnik - Maciej Cierliński). Projekt nazwany przez nas "Muzyka żydowskiej diaspory w Indiach" w przepiękny sposób spuentował cały trzydniowy festiwal.

Program rozpięty gdzieś pomiędzy jazzową improwizacją i ludową śpiewnością wypełniły transowe kompozycje, zagrane z wielką żarliwością i instrumentalną maestrią potwierdziły krążące opinie o formacji Hera, najciekawszym dzisiaj polskim zespole jazzowym. Pulsująca, niepokojąca, a chwilami bardzo natchniona muzyka pozwoliła wejść słuchaczom w swoisty trans, który przełamał klasyczną barierę między sceną a widownią. Trudno byłoby wymarzyć sobie lepsze zakończenie.

Nieoczekiwanym i nieplanowanym mottem imprezy okazała się fraza Ghandiego, wykorzystana w filmie "Mój tak zwany wróg" (patrz wyżej), którą przypomniał na koniec Tomasz Konwent, organizator całej imprezy. "Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie" okazała się trafnym komentarzem zarówno do muzyki zaprezentowanej przez zespół HERA, jak i atmosfery i ideom przeświecającym festiwalowi Tzadik.


Karolina Sarmow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz