czwartek, 1 sierpnia 2013


Samech & Koby Istaelite, photo by Andrzej Hajdasz


Traf chciał, że ostatniego dnia mieliśmy okazję usłyszeć dwa zespoły znane już z lat poprzednich - Meadow Quartet mogliśmy słyszeć dwa lata temu, natomiast Samech gościł na Tzadik Festiwalu w roku ubiegłym. Obie jednak zaprezentowały się w kwintetowych zestawieniach. W założeniu miało to odmienić muzykę zespołu. Czy się to udało?

Meadow Quartet, photo by multikulti project
O ile sobota na festiwalu była dniem poszukiwania ukrytych, rozproszonych i zatartych śladów starych tradycji muzycznych, które z różnych powodów, nie zostały nigdy zapisane w nutach. O tyle niedziela to dialog pomiędzy kulturami, tradycjami muzycznymi, narodowościami i w końcu pomiędzy różnymi typami wrażliwości artystycznej.
Meadow Quartet, photo by multikulti project
Meadow Quartet zaprosił do współpracy litewskiego muzyka i multiinstrumentalistę Tomasa Dobrovolskissa. Charakterystyka brzmieniowa jego instrumentów, których w niemałej części jest konstruktorem, sprawiła, że usłyszeliśmy nowy zespół. Niemała w tym zasługa zupełnie nowych kompozycji, Meadow Quartet wystąpił z premierowym materiałem z ich najnowszej płyty "The Erstwhile Heroes". Tomas Dobrovolskis, który przyjechał do Poznania z Wilna znakomicie wpasował się w brzmienie zespołu - nie zrewolucjonizował go, lecz podkreślił dymanikę, nadał tempo i pazur grze muzyków. W dalszym ciągu kompozycje osadzone są w stylistyce neoklezmerskiej, ale dzięki perkusjonaliom Litwina, muzyka ma bardziej korzenny i energetyczny zarazem wyraz. Więcej w nowym Meadow Quartet otwartej formy, odwagi improwizacyjnej, szczególnie zachwycali Michał Piwowarczyk na altówce, Piotr Skowroński na akordeonie i lider, Marcin Malinowski na klarnetach.
Tomas Dobrovolskis, photo by multikulti project
Odmiennie zabrzmiał natomiast Samech. Kwartet złożony z członków krakowskich orkiestr dotąd zachwycał nieszablonowym podejściem do żydowskiej tradycji. Koby Israelite, prawdziwy chuligan muzyczny, artysta samouk, zamienił ten kwartet w groźnie, z pazurem grającą maszynę, która brzmiała jak nigdy wcześniej. Wprowadzenie akordeonu - instrumentu harmonicznego - sprawiło, że brzmienie stało się niezwykle bogate i nasycone. Natchniona gra altowiolinistki Anny Ostachowskiej, skupiona Magdalena Pluta na wiolonczeli, w końcu grający m.in. na kachonie i ceramicznych bębnach Robert Sztorc to mag jakich niewielu nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Znakomicie było to słychać choćby w utworze "Kashmir" Led Zeppelin, który zabrzmiał zarazem drapieżnie i delikatnie. Wszystko to sprawiło, że publiczność po półtorej godzinnym koncercie i po bisie nie chciała puścić zespołu ze sceny. Mamy nadzieję, że tak owocna współpraca nie będzie jednorazowym wydarzenie, ale przemieni - ku radości słuchaczy - w długotrwałą kolaborację. 

Koby Israelite
Takim wspaniałym, specjalnie przygotowanym projektem festiwalowym żegnał się widzami tegoroczny Tzadik.