Samech, photo by Jarek Majchrzycki |
2. dzień festiwalu niestety już za nami. Tym razem
rozpoczęliśmy wcześniej - od godziny 13.00 w Małym Domu Kultury trwały seanse w
ramach Tzadika filmowego. Tłumnie zgromadzeni widzowie mieli okazję zobaczyć
filmy ułożone w dwa cykle: "Biografie i życiorysy" oraz "Krótkie
formy". Obejrzeliśmy "Alę z elementarza" - obraz przedstawiający
tragiczną historię Aliny Margolis-Edelman (postaci będącej inspiracją dla
Falskiego, autora elementarza), która przeżyła koszmar getta i Marca '68.
Następny w kolejności, "Krakowiaczek Ci ja", opowiadający o życiu i
pracy pioniera australijskiego kina animowanego, urodzonego w Krakowie, Yorama
(Jerzego) Grossa, poruszył i zachwycił widzów na tyle, że jedna z uczestniczek
postanowiła podzielić się swoją refleksją festiwalowi Tzadik: "Dokument o
twórcy Blinky Billa zaprezentowany podczas poznańskiego festiwalu wpisuje się w
postpamięciowe strategie narracyjne. Jest on nie tylko interesująco
zrealizowany, ale także niebywale istotny pod względem pomysłu na opowieść.
Stykamy się bowiem ze świadectwem człowieka, który przeżył Shoah, ale również z
przekazywaną przez niego historią wnukom." Trudno o lepszą rekomendację.
Ważnym obrazem dla każdego poznańskiego intelektualisty
powinien być dokument w reżyserii Pawła Kuczyńskiego, "Lawnswood
Garden" opowiadający o Zygmuncie Baumanie (byłym mieszkańcu ul. Prusa!).
Trzonem filmu jest nieformalna, parodniowa wizyta wiosną 2010 roku prof. Anny
Zeidler-Janiszewskiej oraz reżysera Pawła Kuczyńskiego na Lawnswood Gardens nr
1, w domu profesora Zygmunta Baumana w Leeds, w Wielkiej Brytanii. Film zdaje
się badać relacje między "Nowoczesnością i Zagładą" a "Zimą o
poranku" autorstwa jego żony, Janiny Bauman. Opowiada przy okazji historię
68 roku, która dotknęła boleśnie całą jego rodzinę. Mimo to dokument jest
bardzo kameralny - zostajemy wprowadzeni w przestrzeń osobistą Baumana i mamy
okazję obejrzeć go podczas codziennych czynności, wycieczek za miasto i poznać
go jako uroczego człowieka, pełnego ciepła i niezwykłego poczucia humoru.
Najweselszą propozycją filmową festiwalu był "The
Socalled movie" - oryginalna biografia jednej z najbardziej nietuzinkowych
postaci współczesnej muzyki, Josha Dolgina. Mieszkający w Montrealu muzyk,
filmowiec, rysownik i czarodziej (sic!) zelektryzował cały świat sztuki, łącząc
surrealistyczne wizualizacje z własną mieszanką hip-hopu, funku i tradycyjnej
muzyki żydowskiej. Dla zainteresowanych, którzy nie mieli okazji obejrzeć filmu
zapraszamy na portal YouTube, gdzie znajdziecie niezwykłe teledyski i projekty
artysty (obejrzało je już ponad 2 miliony ludzi).
Tak zwaną wisienką na torcie, wspaniale kończącą drugi dzień
filmowych emocji, była wizyta Filipa Lufta, młodego reżysera Warszawskiej
Szkoły Filmowej. Widzowie MDK obejrzeli jego dwa krótkometrażowe dzieła:
"Skrzyżowanie" (fragment wspomnień Adiny Blady-Szwajger czytany przez
Danutę Stenkę) oraz "Szukając gwiazd" - obraz na podstawie
opowiadania Marka Hłaski o tym samym tytule. Pierwszy raz w historii festiwalu
zaprezentowano film przedpremierowo. Po projekcji mieliśmy okazję porozmawiać z
reżyserem, który dzielnie odpowiadał na wszystkie pytania, niekiedy wcale nie
najłatwiejsze.
Najważniejszym punktem drugiego dnia Tzadik Poznań Festival
był jednak koncert zespołu Samech. W Scenie na Piętrze mieszczącej się na ul.
Masztalarskiej 6 zagrała grupa wyjątkowa - w maju tego roku wydała bowiem płytę
w legendarnej nowojorskiej wytwórni Johna Zorna. To drugi, po The Cracow
Klezmer Band, polski zespół, któremu udało się tego dokonać. W ramach
przedfestiwalowych zapowiedzi, jeden z członków Samechu, Robert Sztorc,
udzielił krótkiego wywiadu, który można znaleźć na Naszym blogu. Zapowiadał
wtedy wspaniałe emocje i różnorodne brzmienia, zarówno z debiutanckiej płyty
"Quachatta", jak i te autorstwa Johna Zorna. Myślę, że żaden ze
słuchaczy sobotniego koncertu nie może czuć się zawiedziony. Zespół połączył
tradycyjne tematy muzyki klezmerskiej z nowoczesnymi brzmieniami z całego
świata, wykorzystując niezwykłe instrumenty (wśród nich znaleźć można było
afrykańską kalimbę!). A wszystko to zagrane z pełna gracji lekkością. Muzycy na
scenie bawili się wyśmienicie, co oczywiście przełożyło się na atmosferę
panującą na widowni. Zarówno artystom, jak i gościom uśmiech nie schodził z
twarzy przez cały koncert.
Zespół Samech zakończył drugi, przedostatni, dzień
festiwalu. Niedzielny program jest równie atrakcyjny i energetyczny - nie można
tego przegapić!
Karolina Sarmow
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz